Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 043.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie mogły się rozpogodzić, i u książęcego stołu długiego czasu było potrzeba, nim się usta porozwiązywały.
Przy Biskupie posadzony Świętosław Włodzimirzyc, który mówił pierwszy, odezwał się doń bardzo cicho.
— Błogosławcie, ojcze, sprawę naszą i swoją, a proście Pana Boga za nią, bo trudną się ona obiecuje!
Biskup odparł mu surowym wzrokiem.
— Zła to rzecz gdy się od zwątpienia poczyna — rzekł gniewnie. — Ani chcę słuchać takiej mowy! Co się stać powinno to się dokona, to się musi zrobić!
Świętosław łamiąc chleb patrzał nań.
— Dużo ludzi nas zawiodło — odparł półgłosem. Bolko nam odciągnął wielu! o! wielu!
Uniósł się Biskup.
— Tych co swoich odstąpili! zdrajców! — krzyknął — wszystkich pod miecz! nie darujemy nikomu.
Gorączkowo ciągnął dalej.
— Obejdziemy się bez tych... Zwyciężym sami... Siła nasza i poczciwa sprawa przemoże... Precz musi iść Bolko ze swym Leszkiem... nie wystąpi przeciw nam, a jeźli się odważy, na miazgę go zgnieciemy.
Umilkł Świętosław.