Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 071.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ści swej, z pozornym pokojem, jak gdyby odszedł ztąd wczoraj i wcale się nie czuł winnym.
Książe Bolesław ze dworem nań oczekiwał.
Wejrzawszy nań, ks. Paweł, sam zmieniony wielce, bo na twarzy pozostały ślady nie zatarte tego co przecierpiał — uląkł się prawie oblicza tego pańskiego, na którem stała wypisana blizkiej śmierci przepowiednia.
Uląkł się i uradował razem.
Leszek, mniej łagodny, surowszy pan, był dlań do pokonania łatwiejszym.
Z przybranym uśmiechem na ustach wszedł Biskup do komory pańskiej. Bolesław przyjmował go otoczony wierną swą starszyzną.
Po przywitaniu, książe odezwał się radując pokojowi i bezpieczeństwu przyszłemu kraju swojego. —
— Czas, aby Bóg miłosierny zlitował się nad nami, — rzekł — albowiem to panowanie moje, dość srogich już klęsk doznało. Radbym, ażeby jaśniejsze słońce memu Leszkowi przyświecało.
Ks. Paweł półgębkiem tęż nadzieję wypowiedział.
Wspomniano o Tatarach iż poniósłszy niedawno klęskę, rychło się na nowy najazd ważyć niepowinni. Kanclerz chcąc rozmowę od drażliwszych przedmiotów oderwać, wtrącił świeżo przyniesioną wiadomość z Lignicy, iż druga żona Rogatki, którą był nie dawno poślubił, sromotnem