Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gość odpowiedział wzrokiem zdumionym i pomyślawszy nieco, rzekł.
— Na to aby sobie druhów nie zrobił — poradzi się.
— Radźcież! — dodał Biskup.
Siedzieli znów popijając.
— Żegota, wojewoda nasz nie mówi co czuje — rzekł przybyły — ale mu i było i jest wszystko nie do smaku... Da nam rękę.
Biskup wesołą twarz zrobił.
— Ja, nie jestem go pewny.
— Ja zaś co wiem, to wiem, i przy swoim stoję.
— A z Sandomierza? — spytał Biskup.
— Krystyn mi powinowaty — odpowiedział gość — przez niego pójdzie się dalej.
Bardzo cicho i żywo ks. Paweł dodał schylając się do ucha.
— Ale dziś, dziś trzeba wielką miłość i zgodę wykładać na misę, aby nie zwąchał co się warzy.
— Nie widzi daleko — wtrącił drugi.
— Toć prawda, ale drudzy zań...
Przeszli do innej treści.
— Gryfina — odezwał się Biskup szydersko — zażąda teraz więcej niż kiedy potomka. Jużem ja jej raz służył dobrą radą gdy czepiec zrzuciła i wrzawy a sromu narobiła Czarnemu. Teraz mam też czem ją sobie zjednam... a w oczach ludzi zohydzę!