Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 117.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zowieccy już spokrewnieni z Kunigasami litewskiemi wyciągali ich z lasów.
Nie poszczęściło się w Sandomierzu, bo Leszek przegnał zwycięzko najezdców, Biskup miał tę pociechę przynajmniej, że go niepokoił i nie dawał spoczynku.
Groźniejsze daleko sprzysiężenie w przyszłości się sposobiło, bo ziemianie obiecywali wszyscy się za Konradem ogłosić, byle się pokusił o Kraków. Czyniono ku temu przygotowania.
W Łagowie, w którym biskup podstarzały i ociężały uajczęściej[1] przebywał, dawny dwór co roku przybudowywano, szopy przystawiano bo ich nie starczyło dla przybywających gości i dworu.
Nigdy tu pusto nie bywało, rzadki dzień by do stołu pół setek ludzi nie zasiadł.
Nakarmić było ich trudno, ale biskup swojego grosza, kapituły i kościelnego majątku nie szczędził a dziesięciny zawczasu za gotowe pieniądze umiał sprzedawać. Weselono się i zabawiano ochoczo. Biskup, gdy gniewnym nie był, zachęcał do dobrej myśli i pośmiać się lubił.
Otaczali go teraz ludzie nowi, ale kubek w kubek do znanych nam już podobni, krzykacze a śmiałki, pochlebce i darmozjady.

W łaskach największych był Kaczor, ziemianin sandomirski, człek do wszystkiego, bo choć rycerskiego stanu i dobrego rodu, — razem

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – najczęściej.