Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 134.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyzwolić mi się potrzeba za jakąkolwiek cenę, aby was budzić, podżegać, nie dać usnąć, nie dozwolić rozkładać na lata co dawno wykonać się było powinno. On w siłę rośnie, a my słabniemy!
Począł chodzić po izbie niespokojny.
— Kupcie wolność moją za najwyższą cenę! — dodał.
Kasztelan coś szeptał starając się go uspokoić, lecz Paweł już mało go słuchał.
— Nie mieliście więc z czem przybywać do mnie — dorzucił wreszcie. — Jedźcie, wracajcie! Nie dawajcie im usnąć! Naciskajcie na księcia Konrada niech nie zwleka! Ja zawrę zgodę, pojadę do Krakowa, aby mu resztę ziemian wydrzeć. Zostanie sam, z Niemcami swemi, i uchodzić będzie musiał sromotnie!
Uwięziony jeszcze Biskup Paweł już w myśli czuł się zwycięzcą. Czas stracony go bolał.
— Jedź — wołał do Krystyna. — Z nami Warsz, Żegota wojewoda, Janusz, wodzowie wszyscy. — Małoż nas będzie? Pójdą inni za nami!
— Żegota? — rzekł Krystyn z niedowierzaniem.
— Wojewody jak siebie pewien jestem, a za nim ziemianie pociągną! Niech Konrad przyłączy się z Mazurami, zdobędzie Poznań, zawojuje Ślązk... Krew ma rycerską, wojak jest... Kraków znowu uczyniemy stolicą wielką, będzie na niej wszystkim ziemiom panować...