Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 135.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówił w uniesieniu z pośpiechem i gorączką, nie dając się odezwać Krystynowi.
— Chcecie uwolnienie i zgodę przyspieszyć, naglijcie aby Gniezno dłużej nie stało opróżnione. Pasterza niema, głowy niema i myśmy bezbronni! Zlękną się klątwy gdy się Boga nie boją! Idź! spiesz!
I kończąc, niemal go wypychał za drzwi.
— Bezemnie nie zrobicie nic! — mówił — przepadnie znaczenie wasze, prawa stare! Leszek z Niemcami w niewolę was postrzyże! Rycerstwa nie stanie, żołdacy będą tylko... Idź!
Cofał się Krystyn do drzwi. Biskup zadyszany stanąwszy w progu, za odchodzącym już, niepomny że go straże słuchać mogły, powtarzał jeszcze.
— Idź a spiesz!
Gdy Krystyn znikł mu z oczów, ręką drżącą krzyż zrobił za nim i odetchnął lżej.
Nadzieja swobody świtała!
W kilka dni później nadjechali od Leszka wysłani pośrednicy. Tajemni przyjaciele Biskupa, z nim razem będący w spisku, potrafili do kroku tego księcia zniewolić. Obiecywali, że Biskup dwakroć przecierpiawszy spokojnym zostanie i wiernym księciu.
Gdy do umowy nowej przykładano pieczęcie, Pawłowi wyrwało się z ust mimowolnie.
— Mądrzy będziecie jeźli mnie pochwycicic[1] raz trzeci!!




  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – pochwycicie.