Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 158.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy nam pożarem grozicie, powiem dziś jeszcze mocniej niż wczora — nie poddamy się — palcie.
Gdybyście moc w sobie czuli, nie ogniem, ale szturmem byście grozili!
Drogomir zamilkł trochę, poczuwszy, że niemiec może miał słuszność. — Wybuchnął potem krzykiem okrutnym, który tylko złość znaczył.
— Spalemy miasto, potem was! chłopy jakieś! włóczęgi! Nie stało wam własnej ziemi, żeście do nas po chleb przyszli i myślicie z nami wojować!
— Nie żebrać my do was przyszliśmy, ale pracować na chleb — to prawda! — odparł Sas dumnie. — I my żebraki jesteśmy panu wierni, gdy wy jego dzieci, sprzedaliście go jak Judasz Chrystusa Pana.
Na ten wyrzut krzyk powstał wielki. — Wójt zaczerwieniony gniewem, wołał.
— Zamku nie damy!
Zszedł zaraz z wyżek. Ukazała się głowa Lumpy, który czapką się kłaniał.
— Jeżeli krzesiwa i huby na podpał brak — odezwał się — pan wójt oświadcza, że go wam dostarczy. Pod jego dom pierwsza głownia...
Spalcie i mój jeśli znajdziecie!
Posypały się kamienie miasto odpowiedzi. Lumpa znikł, gniew na dole wrzał srogi.
Drogomir jeszcze nie dając za wygraną, stał