Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 186.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rządzenia? Czem więcej nad inne zgrzeszyła ona, i za czyje winy srogą pokutę biczowania i więzów ponosi? A! niezbadane wyroki Jego!
Zamilkł...
Ks. Mikołaj zwolna próbował dalej czytać psalmy, w których każda dusza zbolała a skruszona, swojego cierpienia znajduje odbicie. Biskup jęczał, słowa niektóre powtarzał, wpadał w zadumę, lub boleściwie wzdychał, jakby ran jego dotknięto.
Tak część nocy przetrwali na tej modlitwie smutnej i narzekaniu. Kaganek się dopalał, ks. Mikołaj zamknął księgę.
— Boże, bądź miłościw duszy mojej! — szepnął Biskup.
Nazajutrz pogodny, zimny wstał dzień jesienny, Biskup wyjrzał oknem na ranny szron okrywający ziemię. Pora ta roku, łowy mu przypominała, z pod wczoraj pokutującego grzesznika, dziś namiętny łowiec wystąpił.
Patrzał na łąki rozległe, na lasy w dali i westchnął.
— A! — szepnął — takiego ranka, z dobremi psy póść[1] w las — co to za rozkosz?
Otworzył okno.

— Co za powietrze orzeźwiające! a jaki zaduch w tej przemierzłej izbie! Cóżbym dał, gdybym mógł, gdybym siłę miał na konia siąść z oszczepem...

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – pójść.