Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Tomko Prawdzic 037.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

miej — swięta i śliczna odpowiedź! Otóż masz z ust matki rezolucją finalną.
Tomko z uszanowaniem pocałował matkę w kolano ale milczał.
— Jeszcze ci nie dosyć?
Milczał uparcie.
— Postanowiłem, odezwał się po chwili, życie poświęcić poszukiwaniu prawdy.
— Ale pocóż szukać znalezionego?
— Nie wszyscy, kochany ojcze, mają szczęście w swiętą taką prawdę wierzyć, rzekł Tomko. Każdy ma swoją wiarę, swoją prawdę, a cudzą fałszem zowie. Po szerokim świecie tysiące mniemanych prawd chodzi; mnie się zaś widzi, że powinna by być jedna tylko wielka prawda, jak jedno jest słońce co nam przyświeca i Bóg co nas stworzył.
Rodzice spojrzeli po sobie, a ojcu nagle przyszedł na pamięć ów sen dziwaczny, który urodzenie Tomka poprzedził. Pobladł stary, ruszył ramiony i nic nie rzekł.
— Pytałżeś się kogo o te twoje mary? wybąknął po chwili.
— Wszystkich.
— Cóż ci odpowiadano?
— Każdy co innego.
— Musi to być coś na kształt tego, że prawda z każdej strony inaczej się wydaje. Ale po co waści ten klin sobie bić w głowę — kie licho ci go naniosło? Co tobie