— Słucham ochoczo — mówcie.
— Ot chcecie wiedzieć, że niema jak my, jak lud, rzekł wieśniak — Wy panowie jesteście fałszem, narością na naszej skórze, grzybem urosłym z pleśni na barkach ludu. Patrzcie jeno gdzie żywiej biją serca, gdzie rączej wyciągają się dłonie ku pomocy wspólnej, gdzie się ochoczo dzielą odrobiną od ust odjętą; zkąd płyną łzy, zkąd płynie krew, pociecha, jałmużna i czyn miasto czczego waszego słowa — od ubogich i od ludu!
Religia Chrystusowa tu tylko się wypełnia, gdzieindziej, u was, rozumują o niej ślicznie, ale jej niesłuchają. Panowie, bogaci, obojętni są na wszystko, zestarzeli na duszy, zimni, samolubni i szydercy. Oni nie wierzą w nic, nic nie kochają, niczego nie szanują. Wzbudzić w nich zapał, iskrę szlachetnego poświęcenia z nich wykrzesać — niepodobna! Życie jest w nas, w nas prawda!
Tomko poruszony głęboko tą mową niezwyczajną w ustach wieśniaka, ścisnął jego rękę, a on mówił dalej.
— Przyszłe losy ludzkości, nie spoczywają na martwych pniach, na spruchniałych kłodach, na tych, których zowiecie panami, a oni nawet panami samych siebie być nie umieją. Co z nich wydobyć? Jak z pruchna ogień wykrzesać? Świeci się to po nocy, ale świeci może dla tego właśnie, że gnije — jak pruchno. Młodość, zapał, nasienie czynu u nas, w nas są tylko.
German von Teufel wiszący na gałęzi nad głową Tomka począł się śmiać do rozpuku, śmiać się tak szalenie, że
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Tomko Prawdzic 062.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.