Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Tomko Prawdzic 070.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkie zbić można i rozumowaniami siakiemi takiemi co chęć pobudować, ale fakt jest to mur żelazny. Po kiego djabła ciśniecie się wszyscy do nas i czapkujecie arystokracji, kiedy ona tak zgniła i strupieszała? Adieu! adieu!
Rzuciwsy tę racę kongrewską na obóz nieprzyjacielski, Hrabia skoczył do powozu. — Żebrak szydersko nań spojrzawszy usiadł na drodze z westchnieniem, a Tomko zastanowił się w niepewności co miał z sobą począć. Tym czasem German otrzepując żaboty z tabaki, którą właśnie obficie nos poczęstował począł mu szeptać:
— A co kochanku?
— Jestem jak w lesie, im dalej, tem mniej rozumiem gdzie prawda, i co nią jest wyłącznie?
— A zatém?
— Idę dalej.
— I ja z tobą serce moje. Ciekawy jestem djabelnie na czem się to skończy; a przytem zajmuje mnie silnie twoja naiwność i poświęcenie — Pójdziemy więc dalej.
— Żal mi tylko porzucać Dołęgę.
— Ba! starca! Starość to już nie życie prawdziwe, to zachód słońca skrzepły i zimny, szanujmy ją, ale zbyt jej nie wynośmy. W młodości to, w tobie jest prawda żywota: młodość to nadzieja, pragnienie, czyn; starość żyje tylko łupinami i odrobinami. To konanie dogorywającej lampy.
— O mądry doktorze niemiecki, rzekł rozwalając się na trawie Diogenes — Dołęga — któż to ci powiedział? Mło-