Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Tomko Prawdzic 074.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdawało się dziewczynie że przeszyła go wzrokiem do głębi duszy i zbliżyła się pewniejsza zwycięztwa.
— Zostaniesz z nami, rzekła — nieprawdaż? I drzącą ręką chwyciła dłoń jego zimną — Pamiętasz nasze wieczory na ławce przed domem; szum jodeł naszego ogródka, lipy naszej pasieki, gołębie ulubione, cośmy je karmili we dwoje, piosnki naszego dzieciństwa tak rozkosznie smutne i tę obrączkę z włosów, którąś się ze mną zaręczył?
— Pamiętam! pamiętam! i powrócę Małgosiu — i znowu szumieć nam będą jodły nasze, kwitnąć lipy stare, gruchać gołębie i śpiewać będziemy piosnki dzieciństwa i zamienim wieczne obrączki —
— Ale ja niechcę żebyś odchodził! dodała żywo dziewczyna! — ja niechcę, niechcę! Tęskno mi będzie po tobie i płakać będę samotna i zapłaczę się wyglądaniem. A! powiedz mi, powiedz jestże szczęście wyższe nad to, które daje życie spokojne i sumienie czyste, szczęście któremeśmy jak złotem jabłkiem bawili się w dzieciństwie, jestże życie nad życie we dwojgu i w kątku?
Tomko milczał uparcie, łza mu się kręciła po powiece, z serca się dobywając, lecz razem myśl samolubna do ust sypała mu słowa:
— Małgosiu — ja chcę szczęścia takiego, ja po nie powrócę, ale chcę prawdy!
Ona spojrzała, opuściła ręce, potrzęsła głowa z politowaniem i zapłakała...
— Biedny Tomko! odezwała się — tyś chyba chory! Co to tobie? tyś chory pewnie! Iść w świat, a za sobą