Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Tomko Prawdzic 115.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zwolennika nowej filozofji głowę miał spuszczoną, ręce opadłe i myśl zbłąkaną zupełnie.
Baron kroczył za nim tryumfalnie. W ulicy spotkali człowieczka zadumanego, który w okularach stojąc u rogu kamienicy zagapił się na dwa psy leżące nad kością, o którą się pogryźć miały. Okrągły i wcale poważny brzuszek, twarz rumiana, wyraz spokoju odznaczały go, ręce miał na tył założone, ciepłą czapeczkę nasuniętą na uszy.
— To także nauczyciel! szepnął Baron, znam go nawet trochę, wdajmy się z nim w rozmowę, czas przejdzie, nie wadzi spróbować.
Tomko nie sprzeciwiał się, a German w kilku słowach począł od treściwej historji młodzieńca któremu narzucił się za przewodnika.
Staruszek słuchał, uśmiechał się i wreście gdy psy, z których oka nie spuszczał, pouciekały rzekł idąc i wiodąc ich z sobą:
— Szczęście wasze, żeście trafili na mnie, u mnie to dowiecie się prawdy — Posłuchajcie, rzecz jasna i krótka.
— Prawdą jest materja, fałszem jest duch. Ducha skomponowali sobie ludzie przez próżność, aby się wynieść czemkolwiek nad zwierzęta, od których są tylko doskonalsi nieco, w pewnych wględach organizacją. Wszystkie idees przychodzą nam od zmysłów i zewnętrznego świata; dusza nasza jest to siła organiczna, siła w pewien sposób związanej materji. Myśl jest sekrecją mózgową, płynem niepochwyconym.
— A my —