Biskup Iwo nie przeczył, lecz na twarzy jego znowu się obłoczek smutny pokazał i zniknął, a rycerz ośmielając się coraz bardziej, ciągnął dalej.
— Cesarze niemieccy nasi wiele kroć te kraje zająć chcieli orężem, bo się one im należą, tak jak i cała ziemia...
— Nad pogany zawojowanemi więcej prawa ma nasz Ojciec św. Papież rzymski i ten rozporządza koronami a rozdaje one... — rzekł Biskup.
— Ale co Rzymowi podlega, to i Cesarzowi przez to poddanem być musi — dodał Konrad, — dwie to władze nierozdzielne... — odparł rycerz... i dodał prędko.
— Niepotrzebnie w te dzikie kraje iść było z wojskami aby je tu jak Cesarz Henryk potracić od głodu i zdrady; niepotrzebnie wojować było, kiedy my je kropli krwi nie dając zagarniemy... Nie obejdą się one bez naszych rzemieślników, osadników, duchowieństwa i pomocy żołnierskiej... Niechaj tylko ciągną chłopi nasi, niech miasta budują — a ziemie te zajmiemy i niemieckiemi uczynimy...
Biskup milczał jeszcze, spuścił głowę na piersi.
— Com rzekł o kraju iż dziki jest i na pół pogański, — kończył Konrad, — prawdę mniemam, lecz jakom w Magdeburgu słyszał i na dworze Cesarskim, z książęcemi dwory lepiej pono, bo tam nasze księżniczki zaprowadziły
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/028
Ta strona została uwierzytelniona.