wszędzie obyczaj i język niemiecki... Ślązcy panowie nasi są, naszym się stanie i książę Konrad, a dalej i drudzy...
Po drodze mnogośmy spotykali Sasów, ba i dalszych z Frankonii i Turyngii ludzi, którzy tu gromadami ciągną, wiedząc że ziemię darmo dostaną...
— Nic w tem złego — odezwał się Biskup, — że ci do nas idą a przynoszą nam z sobą naukę rzemiosł, i czegobyśmy nauczyć się radzi — z pomocą Bożą, na tej ziemi i otoczeni ludem naszym, staną się później naszemi. Wszyscy też ludzie braćmi są, wedle prawa pana naszego Chrystusa...
Krzyżak głową potrząsnął.
— Mnie się widzi, — rzekł, — iż jako inne kraje barbarzyńskie któreśmy pozajmowali — tak i te niemieckiemi stać się muszą... Samo imię tych ludów stare na niewolników ich piętnuje...
Wśród tej rozmowy, do której Biskup pijąc z kubka wodę i chleb jedząc, który na drobne kruszył kawałki, — mięszał się mało, zaczynało ciemnieć, gdyż i blizki las rzucał mrok wcześny na obozowisko. Ks. Iwo oglądał się niespokojnie trochę, gdy Zbyszek szybkim krokiem ku namiotowi się przybliżył.
Biskup jak gdyby przybycie jego przeczuł podniósł się z siedzenia i ku wnijściu pochylił.
— Cóżeś ty mi Zbyszku przyniósł? — odezwał się łagodnie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/029
Ta strona została uwierzytelniona.