Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przecież się ja Chrystusa Pana nie zaparłem! — odparł żywo Mszczuj, — przecież modlę się i księdza trzymam, spowiedź odprawiam, postów nie łamię...
— Albo myślisz że na tem dosyć! — rzekł Biskup łagodnie. Hetmana się nie zapierasz ani chorągwi, cóż gdy cię w boju niema, a poszedłeś bezpieczny pod krzak i szukasz pod nim schronienia...
Waligóra się zżymnął...
— Ja z tobą na słowa walczyć nie potrafię, — odparł — pobijesz mnie niemi — lecz, bracie, posłuchaj i ty mnie! posłuchaj przez miłosierdzie — nie potępiaj!
— Siądź przy mnie — szepnął Biskup, — słuchać cię będę — owszem, bylebyś ty potem mnie dał ucho. Mów — siadaj.
— Nie każ mi siedzieć — odezwał się Waligóra — krew mi nie da na miejscu pozostać, ruszać się muszę...
Tchnął mocno i widząc że ogień na kominie przygasa, poszedł nań parę szczap przyrzucić. Biskup siedział milczący, on czoło tarł i włosy rozrzucał, — oczy mu się paliły...
— Mówisz żem ja zbieg wojenny, — rzekł — a! gdyby życie dając można zwycięstwo zdobyć — nie wahałbym się. Nie o życie mi idzie, ino bym się nie zbrukał i nie zabłocił na duszy..., abym