Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

wypoczęte, zobaczysz łacniej to na co my patrzając ciągle, obywszy się, już nie wiele postrzegamy...
Odrowążom wodza potrzeba świeckiego, czynnego, tak jak ja im jestem i będę duchownym. Mnie nie na wszystko patrzeć się godzi, nie o wszystkiem wiedzieć, nie wszędzie wnijść, nie zawsze być surowym gdzie potrzeba.
Ja modlić się tylko umiem, przeczuć i zawołać gdy czuję niebezpieczeństwo...
Mówiłeś wczora o królestwie rozerwanem iż mu biada, jać powiem toż samo o rodzie, który gdy głowy nie ma, a spojny nie jest, przepada... Jesteśmy jako trzoda co się wilkom obroni gdy stanie kołem zwartem, a gdy się rozsypie, rozchwycą je.
Ale nie o ród nasz sam idzie mi, bracie, boć w mocy Bożej podnieść go i obalić, idzie mi o królestwo to aby gorzej rozerwanem nie było i straconem dla tej chwały Pana Niebieskiego, na którą ono pracować miało, słowa jego przyjmując do duszy i mogąc je w życie wprowadzić.
Zginiem my, padnie z nami kraj w moc barbarzyństwa i na pastwę ludzkich złości...
— A jaż jak się wam zdam do tak wielkiej sprawy, człek tak mały? — zapytał Mszczuj. — Anim Goworka, ani Mikołaja Wojewody nie dorósł, ani Krystyna z Ostrowa o którego losie doszły mnie wieści... Wiesz jak oni wszyscy