Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

Waligóra słuchał.
— Bracie mój — odparł cicho, — mówię z tobą jako na spowiedzi, odkrywając ci duszę moją. — Nie sroż się na mnie. Walka to jest więc, jak mówisz sam, o to kto panować będzie — książęta czy Biskupi?
— Nie zapieram! — zawołał Iwo powstając, — lecz przypatrzże się światu i powiedz mi co lepszego, czy sługi Boże panami waszemi, czy sługi namiętności własnych??
— A między wami, bracie — rzekł Mszczuj, — azali nie ma też sług namiętności — nie mali dumnych i władzy chciwych...?
— Tak ci jest, są między nami tacy, bośmy ludźmi — rzekł Iwo — lecz nas trzyma krzyż na piersiach, strach Boga, przysięga, kapłaństwo nasze. Zapomni się jeden nie wszyscy — świeccy panowie upajają się potęgą swoją, gdy jej granic nie czują. My granicą dla nich, stróżem i stróżami prawa...
Waligóra nie odpowiedział nic — a Iwo dodał po chwili.
— Panowanie Rzymu nie jest dla nas niebezpieczeństwem a jest opieką.
Tak, bracie mój, Leszka wszelkiemi siłami podpierać potrzeba, bo ten nie opiera się nam i widzi że z nami tylko bezpiecznym jest, gdy inni nami się posługują aby później znękać nas i w poddaństwo obrócić...