Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

obu w chwili gdy padali, mimowolnie się z piersi wyrwały, powołały ku nim Ottona i pachołków...
Gdy Saleiden przybiegł na miejsce, przytomny jeszcze Gero wskazał mu nieopodal leżącego Hansa, który jak trup, nie dając znaku życia, wyciągnięty był na ziemi.
— Macie wasze polowanie! — krzyknął gniewnie Krzyżak, opatrując Hansa, którego bladą głowę podniósł w rękach, patrząc na okrwawioną i rozpłataną nogę. Do rycerskiego rzemiosła należało wówczas umieć z ranami w pierwszej chwili radzić sobie, i Otto też złożywszy omdlałego na murawie, naprzód rzucił się nogę zawiązywać, aby upływ krwi powstrzymać. Gero choć osłabły toż samo już zabierał się czynić z raną swoją. — Czeladź też wróciła spiesząc na ratunek...
Obwiązano Hansowi chustami straszne owo cięcie, na którego widok Otto głową potrząsając, ledwie nie zwątpił o jego życiu... Gero też ścisnął nogę swą, na którą jednak stąpić nie mógł... Cucono Hansa dającego jeszcze znaki życia, a tymczasem z porady Ottona, jeden z czeladzi siadł na koń aby jakiegoś szukać ratunku i przytułku...
Do obozu, choćby się obu rannych dowieść udało, nie było tam co poczynać z niemi, a póki żywi nie godziło się ich opuścić.
Otto klął zuchwałą i nieroztropną młodzież, która zamiast im być pomocą, stawała się cięża-