Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

— Owszem, — odparł Leszek żywo — wy mi jesteście najlepszym opiekunem i ojcem...
— Ale z miłości i troskliwości ku wam — zawsze złe wieści przynoszę...
— Czyż złe? ojcze mój? — spytał książe ręce składając...
— Życie wszelakie twardem jest, a samiście rzekli, — odezwał się Biskup, — im kto wyżej siedzi.
— Radźmy więc na to złe — żywo rzekł Leszek, — radźmy aby je usunąć. — Lecz wy, ojcze mój drogi — dodał, — wy z tej ojcowskiej waszej pieczołowitości nademną, często może więcej widzicie złego niżeli jest... Ja radbym i w zło i w złych co je sprawiają nie wierzyć...
— Przecież, miłościwy panie, — westchnął Iwo, — dopuszcza Bóg zło aby było dobrego probierzem...
Nastąpiła milczenia chwila.
— Sam będąc dobrym, — dołożył Iwo, — nie chcesz, miłościwy panie, wierzyć w ludzką przewrotność.
— Lecz, o kim mówicie? — nagląc i spiesząc aby prędzej się uwolnić — zawołał książe.
— Zacznijmy od Odonicza — odezwał się Biskup, — ze złych pono ten najgorszy, jeźli pierwszeństwa nie trzeba jeszcze przed nim dać szwagrowi jego Światopełkowi. Odonicz chciwy jest panowania jak dziad jego Mieszko, ma jego