gaszczał. Tegoż dnia po rannej radzie, która spełzła na niczem, po krótkiej rozmowie z Biskupem, Marek Wojewoda zasępiony i niespokojny wrócił na swój dworzec — pod zamkiem.
Wawel na którym mieszkał książe, dom biskupi po nim, wreszcie wojewodziński, stanowiły naówczas trzy ogniska, trzy siły, od których zależały kraju losy. — Na grodzie książęcym walczyły z sobą dwa wpływy: Biskupa który Leszkowi był radą i ojcem duchownym, i Marka Wojewody, nie śmiało ale zręcznie starającego się krzyżować zamysły pobożnego Biskupa. Ilekroć Iwo stanowczo żądał czegoś, Wojewoda ulegał, nie występował przeciwko niemu otwarcie, potajemnie zawsze prawie idąc w przeciwnym kierunku.
Po otrzymaniu przebaczenia za zbieżenie do Wrocławia i przerzucenie się na stronę Henryka, Wojewoda musiał być ostrożnym. Z Leszkiem szło mu łatwo, bo ten chciał zapomnieć urazy i zawierzał ochotnie, ale Biskupa wystrzegać się musiał...
Zaledwie przybywszy do domu, którego podwórca i izby zawsze pełne były rycerstwa i zaciężnych żołnierzy, hałasu i wrzawy, Wojewoda posłał po syna mistrza Andrzeja, mieszkającego przy Biskupie; — sam zaś wyszedł do dworzan oczekujących nań, starając się troskę ukryć, udając wesołość i myśl swobodną.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.