umartwieniach, które z więzów ciała wyzwalały duszę.
Tego ducha zaszczepić w kraju u siebie pragnął Iwo, — w Rzymie patrzał na cuda Dominika, nasłuchał się o ubogich zakonnikach powrozami przepasanych w Assyżu, wzory tych ludzi wielkich nie dawały mu spoczynku.
Wolałby był może i on wstępować w ślady tych mistrzów i wyrzec się wszystkiego co ziemskie, tak jak mistrz i Pasterz Wincenty, który infułę złożywszy na ołtarzu, poszedł przywdziawszy habit Cystersów do cichej celi zakonnej zakończyć życie. Lecz Iwonowi Biskupowi Krakowa, który na równi ważył z Gnieznem, nie godziło się opuścić straży około słabego a dobrego książęcia.
Szło o pokój kraju, a razem i o szczęście tego człowieka, do którego się przywiązać musiał każdy kto go znał i z nim żył. — Leszek zostawiony sam sobie padłby był znowu ofiarą jednego z tych co czyhali na Kraków, główną stolicę, pierwsze księstwo naczelne ziem wszystkich.
Iwo, który ciągle klasztory zakładał, kościoły mnożył i nieustannie czynnym był około spraw diecezyi, sam wszystkiemu podołać nie mógł, dlatego wezwał w pomoc Mszczuja Waligórę, na którego poczciwości mógł polegać. — Miał on dlań być prawą ręką, a dla złych ludzi postrachem. Biskup nie postanowił jeszcze co mu da do czynienia, lecz wiedział że użytecznym będzie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.