Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

tejszego..., niosące z sobą obyczaj swój, język i przywileje, które ich reszcie kraju obcemi czyniły.
Mszczuj wiózł listy od Biskupa Iwona, będące pozorem podróży. — Musiał jeden z nich oddać Henrykowi Staremu, mężowi ks. Jadwigi, drugi synowi jego, młodemu księciu, który tu więcej rządził od ojca, prowadzącego życie pobożności oddane, niemal zakonne...
Stawić się przed niemi, o których wiedział że na wpół Niemcami byli, wśród dworu złożonego prawie z samych przybylców, Szwabów, Sasów, Turyngów, było dla Waligóry męczarnią. Obiecywał też sobie co najrychlej zbyć się poselstwa, i jak najprędzej powracać.
O pół dnia od Wrocławia na nowym popasie, zdala zobaczył Biankę z oczyma zaczerwienionemi, płaczącą jawnie, którą siostra Anna natarczywie zbyt pocieszała. Nie mógł się powstrzymać by się do nich nie zbliżyć.
Starsza widząc go podchodzącego i chcąc może uniknąć by Bianki nie zagadnął, sama pospieszyła objaśnić łez przyczynę.
— Biedne dziecko! — rzekła, — trwoży się niepomiernie jak ma stanąć przed majestatem świątobliwej pani naszej. Nie dziw! Któżby się nie strwożył mając oglądać to oblicze ubłogosławione dobrowolnem cierpieniem!