rozmowy Jaszka — wyszedł z izby drzwi za sobą zakładając...
Jaksa został sam, i posłuchał dobrej rady, bo pomruczawszy zawołał pachołka, rozdział się i legł do snu jeszcze kufel wypiwszy, po niemiecku.
Nazajutrz też posłuchał rady Sulenty, poszedł na zamek.
Z tych czasów, gdy tu z ojcem przebywali, spodziewał się znaleść znajomych, lecz tym nie wszystkim się rad był pokazywać i głosić o sobie. Nie chciał by o nim zbytnio mówiono i wiedziano. Najwięcej miał zaufania do niejakiego Nikosza, który onego czasu koniuszym był na dworze, lecz czy ten żył nie wiedział. Nikosz pił ogromnie i tak rad wrzawliwie się zabawiał jak on.
Sam na zamek nie idąc, posłał najniepozorniejszego z czeladzi, aby o niego przepytał, a jeśliby się znalazł, wywiódł go na dół, gdzie czekać miał. Z pół godziny straż tu nudną odprawiając, ujrzał wreście Jaszko toczącą się z zamku baryłę. Nikosz od niepomiernego napoju i jadła rozrósł się był teraz jeszcze więcej niż gdy go znał Jaksa. Wówczas on był już opasłym, teraz się stał niemal odętym i na konia mu siąść bez pomocy trudno było. Zresztą ten sam co dawniej, jak tylko zobaczył Jaszka, potoczył się ku niemu ochotnie, wykrzykując na powitanie, póki mu znaku nie dał aby milczał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.