Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

suknie kleryka, ale święceń nie miał, i nie okazywał powołania. Mszczuj który nie słyszał co się z nim stało, zdumiał się gdy go ujrzał witającego uprzejmie i z widoczną radością...
— O mój Boże! — zawołał — cóż się stało z wami?
— To co widzicie — odparł Cysters spokojnie — lepszą cząstkę obrałem sobie — i — jestem szczęśliwy... Do portu przypłynąłem!
Waligóra patrzał jeszcze zdumiony, słowa nie mogąc wyrzec.
— Zdumiewa cię to, miły bracie, — odezwał się Mikołaj — mnie samemu czasem dziwno że Bóg łaską swą powołać mnie raczył i z Saula Pawłem uczynił... Skutek ci to jest świętego przykładu pana naszego i pani, nadewszystko jej, świętej niewiasty tej, która w gorliwości o chwałę Bożą, męża, dzieci i siebie by jej poświęcić gotowa, — a świata się wyrzec.
Mszczuj skłonił głowę... Głębokie przekonanie i zapał z jakiem mówił ojciec Mikołaj, działało nań...
Mówili jeszcze, gdy szmer się dał słyszeć na sali, rozstąpili się wszyscy ode drzwi, szeptać zaczęto dziwnie, poruszenie wielkie dało się czuć w tym tłumie, duchowni wystąpili wszyscy naprzód i postać nowa ukazała się u wnijścia.
Był to mąż lat średnich, ale straszliwie wychudły, opalony, ogorzały, w zaniedbanem ubra-