stwie... jeżeli nie ma ujrzeć światła, niechaj idzie w ciemności wieczne!!
Ofiara jaka w zapale wielkim wyrwała się z ust Biskupowi Krystyanowi, zdała się przyjemnie bardzo brzmieć w uszach ks. Konrada... Zmniejszała ona może to co on ze swej strony miał dać Zakonowi.
— Jeżeli macie tę pobożną chęć uczynienia dla Zakonu daru tak znacznego, — podchwycił książe... oznajmijcież im to zaraz... aby dodać ochoty... Gdy zobaczą że Zakon ich posiąść może tyle ziemi między Wisłą, Ossą i Drwęcą, nabędą męztwa i gorliwości...
Biskup tak spieszył do łoża rannych iż nie odpowiadając nawet księciu, jak spragniony do wody, — ile mógł znużony wydołać, podwajał kroku...
Nim mu drzwi otwarto, sam rękę podniósł ku nim, tak pilno mu było...
W izbie dosyć obszernej, do której wchodził, na wysoko wysłanych posłaniach, okrytych futrami i bielizną okrwawioną, leżeli dwaj rycerze. Z nich Konrad już był więcej sił odzyskał, w pół leżał, na pół siedział sparty o wezgłowie, blada jego twarz zasępiona, odznaczała się wyrazem dumy i powagi. Otto drzemał i dopiero usłyszawszy wchodzących, nieco obwiązaną wzniósł głowę, która zaraz bezsilna opadła...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.