Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/089

Ta strona została uwierzytelniona.

wasz tu urośnie w siłę i spotężnieje. Ziemi mieć będziecie dosyć, nasypiemy wam srebra, pobudujemy grody, panami staniecie się, ale nie opuszczajcie nas. Jam tu życie przepłakał nie mogąc uczynić nic, ledwie kilku Kunigasów ich nawrócić potrafiłem...
— Boście słowem nawracać chcieli jak ludzi, gdy ich mieczem trzeba tępić jak zwierzęta! — wykrzyknął Landsberg.
Tak u łoża dwu rannych przeciągała się rozmowa, opowiadali walkę swą, wrażenie jakie na nich tłum uczynił, nędzne opisując uzbrojenie, a razem wściekłość ludzi co padali nie ważąc nic życia...
Wywiódł wreście książe Konrad gościa swojego do izb w których nań księżna czekała, i gdzie towarzyszący Krystyanowi dwaj Kunigasowie pruscy, nawróceni, których on z sobą woził wszędzie, — stali także. Byli to ze starszyzny pruskiej przed laty już zdobyci z wielką pracą Biskupa, Kunigasy znękane, co się oprzeć nie mogli, a pragnęli ocalić. Biskup niegdy woził ich już na pokaz do Rzymu Papieżowi — i zwolna jak dzikiego zwierza przyswoił.
Wystawieni tu na wejrzenia ludzi w których nieprzyjaciół swych czuli, dwaj starcy wzdychali ciężko upokorzeni. Coś w nich było z tych królów barbarzyńskich, których posągi z poobcinanemi rękami w starym leżą Rzymie... Budzili