Odonicza, nie okazywał najmniejszej niecierpliwości, ani nawet zajęcia tym człekiem, którego mu jako szpiega stawić miano. Spoglądał nań, poziewał, nie nagląc aby prowadzono.
Za to Borzywój brodaty i Sędziwój, który poważnie bardzo występował, lecz gwałtownym był i rozkazującym — pierwsi się ku Jaksie rzucili, pytaniami go głusząc i chcąc wyciągnąć zkąd, poco i od kogo jechał, co tu robił, i t. p.
Borzywój targał go za ramiona, Sędziwój głos podnosił i brwi marszczył.
Ci co stali z boku, nim się Jaksa namyślił odpowiedzieć, poczęli wykrzykiwać że był — Jaksą z Krakowa. Drudzy poddawali iż od Plwacza jechał pewnie.
Skupiano się do koła.
Laskonogi dawał im krzyczeć i cisnąć się, cierpliwie stojąc na koniu nieruchomy i czekając końca, który go mało obchodził.
Borzywój, widząc że się Jaszko ociąga, wreście za ramię go silnie ująwszy, popchnął przed księcia, aby się tłumaczył przed nim. Widząc że tu wielkiej karności nie było, a sam książe nie zbyt się jego sprawą zajmował, Jaszko odzyskał odwagę.
— Miłościwy książe, — rzekł przystępując do niego z pokłonem, — nie zapieram się kto jestem... Poznano mnie tu przecie, twarzy sobie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.