Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

Stary ziemianin stał ramionami potrząsając.
— To nie może być — rzekł chłodno — tego człeka znają, wiedzą... Szpieg jawny jest, naprowadzi na nas...
Zdało się jakoby Laskonogi chciał się opierać, wtem na odgłos rozmowy z obozu ściągający ziemianie, poczęli za Borzywojem mówić i przeciwić się.
Ze dworu kilku odezwali się za księciem ale nieśmiało, Borzywojowi głos podnosili coraz mocniej. Kołem stojąc przy łożu, nad głową Władysława ucierali się — on już milczał. Słomę dobył z pod siebie i gryzł ją.
Stał Jaksa czekając jak się to rozwiąże. Wrzawie coraz rosnącej nie było końca.
W końcu zwrócił się z zapytaniem do księcia, który popatrzywszy do koła, nie odpowiedział nic. Sprzeczali się, a książę Władysław głowę opuściwszy słuchał.
Borzywój który z Sędziwojem i wielu swojemi najgłośniej dowodził, że pochwyconego trzeba było trzymać — popchnął Jaksę i kazał mu na swe miejsce powracać.
Odchodząc słyszał jeszcze zdala jak się ucierano i śmiał się już w duchu.
— E! no! — mówił sobie — z takim ładem nie straszni oni Odoniczowi. Prędzej on ich niż oni jego pobiją.