Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

Ludzie ci zebrani w izbie naradzali się nad sprawą wielkiej wagi, widać to było po ich sfałdowanych czołach i zadumanych obliczach.
Jeden zwany ówczesnym językiem Prolocutor, instygujący Herman miał oblicze spokojne i zdziwione niemal tem iż sędzia i podsędek tak ważyli co jemu wprost, słowem jednem zdawało się bardzo do rozwiązania łatwem.
— Świadectwo niewiasty — mówił powoli każdy wyraz wymawiając z przyciskiem Adalbert — świadectwo niewiasty przed sądem nic nie znaczy. Wszystkie prawa są w tem zgodne... Pandekty, decretalia, Gracyan, os aureum, codices i prawa Longobardów. — Ułomna istota porusza się pod władzą chwilowego uczucia, namiętności — nie waży nic sobie, idzie za popędem.
Więc — chociażby poprzysięgła iż Odrowąż ów nie winien jest, my na to zważać nie możemy.
— Na cóż tu świadectwa, przysięgi i dowody, — przerwał Herman, — schwytany na uczynku! Chociażby, jak przynależy, stawił świadków dziewięciu dla oczyszczenia się — co świadkowie przeciw oczewistości??
Stary zaś widać tak jest przekonany iż na swą obronę nic powiedzieć nie potrafi, że nawet ust nie otwiera — jakby oniemiał.
Sędzia i podsędzia patrzyli na mówiącego Hermana Prolocutora z ciekawością wytężoną.
— Siostra Anna, osoba poważna, — dodał —