Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

powiada że w podróży po owem przybyciu na ratunek od łotrzyków, stary ciągle z jej towarzyszką był w rozmowie, często pół cichej. Zastała ich wracając z kościółka... Dziewica Bianka ciągle ku niemu zwracała głowę, dając znaki porozumienia.
— Lecz, czcigodny prolokutorze — przerwał żwawo Gerwart podsędzia, — jeżeli świadectwo niewiasty nic nie waży? toć i siostry Anny słowa w rachunek wchodzić nie mogą.
Uśmiechnął się złośliwie nieco mistrz Adalbert i podniósł rękę do góry.
— Rozróżnić potrzeba — rzekł — świadectwo osoby która przez śluby Bogu złożone nabiera charakteru poważniejszego, od dziewicy którą za współwinną uważać trzeba.
— Zatem, — odezwał się Gerwart obracając z pytaniem do sędziego — onaby też musiała być ukaraną?
Z tej logiki trochę za żywej znowu się uśmiechnąć musiał sędzia.
— Nie mamy prawa karania osób już poniekąd do juryzdykcyi duchownej należących — rzekł. — Wprawdzie owa Bianka nie jest jeszcze zakonnicą, lecz gdy Ducissa nasza ją do tego stanu przeznaczyła — zatem wychodzi z pod władzy naszej.
Chwila milczenia przerwała naradę, z którą się nie zdawano spieszyć.
— Wyznaję w pokorze ducha — odezwał się