Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

wiek znękał i przymusił do posłuszeństwa. Była fascinatio djaboli!
Podsędzia umilkł.
— Zważajcież — dorzucił Herman — że ten człek chciał dwór naszego księcia ze świątobliwości słynący zbescześcić, przez nienawiść przeciwko teutonom, z którą się nie krył.
Raptus i w tém, że gdy ludzie książęcy nadbiegli, porwał się na nich do broni, dwu zabił a kilku okaleczył. Tego jednego dosyć, aby go na śmierć sądzić, ząb za ząb, głowa za głowę.
— Aleby się mógł grzywnami okupić — wtrącił Gerwart. — Wszak ci wedle praw tutecznych za zabójstwo na publicznej drodze i złamanie miru, cztery grzywny i pięćdziesiąt grzywien. Rycerskiego pochodzenia człowiek, a pobici knechty są...
— Wy bo winnych jakbyście bronić chcieli — odezwał się Herman z wymówką. — Nie nasza to rzecz oczyszczać!
— Głos publiczny na całym dworze, domaga się przykładnej kary...

Causa gravis — enormis! — przerwał z powagą Adalbert — obracając się do Gerwarta, który ciekawe oczy wlepione weń trzymał — causa enormis![1] Zawierzysz mi młodzieńcze, mnie co

  1. Wyrażenie ówczesne. — (P. A.).