Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/011

Ta strona została uwierzytelniona.

nie przybyło jakie poselstwo od Biskupa z domaganiem się okupu dla starego.
Wśród tego gwaru i ruchu, uderzyło go i to że dostrzegł dobrze sobie z Krakowa znajomego, bo go tam całe miasto znało, biskupiego służkę, Kumkodesza. Ten zsiadał właśnie z konia przed domostwem jakiemś, i gromadka ludzi już go otaczała.
— Ani chybi, — rzekł Jaksa w duchu, — kleryk musiał z kimś przybyć w tej sprawie, bo jego samego nie wysłanoby z tak ważnem poselstwem...
Chociaż Jaszko z bratem Andrzejem nie był teraz najlepiej, widywał go dawniej a przy nim i Kumkodesza, który się wszędzie plątał.
Wesoły zazwyczaj kleryk twarz miał wylęknioną i osowiałą. Ciekawością wiedziony Jaszko podszedł ku niemu.
Kumkodesz niemniej się zdziwił zobaczywszy go tutaj, bo wieść po Krakowie chodziła, nie wiedzieć przez kogo szerzona że Jaszko zbiegł do Światopełka. Kleryk zobaczywszy go, — mocno się zdał zmięszany...
— Co wy tu robicie? — zagadnął go Jaksa ze złośliwą wesołością — wszakci to waszego pana, księdza Iwona brata dziś tu sądzić i pono ścinać mają. Czyście zawczasu po ciało nieboszczyka przyjechali?