Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

gły skryć się do dworu, a stara krzyknęła na ludzi...
Natychmiast gromada ich napełniła szopę, uciął ktoś pasek, ale ciało już było zimne, głowa martwa wisiała na piersiach z wysadzonemi na wierzch oczyma... Na włosach wetknięte wczoraj kwiatki trzymały się jeszcze, na piersi dzwoniły sznury pereł... Dzierla nie żyła. Ludzie mrucząc pospiesznie paskiem jej rozerwanym na kawałki dzielić się zaczęli... a trup w szopie pozostał...
Wieczór już był, gdy Telesz się pokazał we wrotach zamkowych, jechał zwolna na koniu, za nim na noszach z gałęzi czterech ludzi dźwigało ciało czy trupa Waligóry... Stary miał głowę krwawą i piersi poranione... nie od gałęzi i upadku, ale od ostrego miecza...
Żył jeszcze, dyszał — milczał...
Zaniesiono go na posłanie i baby przyszły obmywać i okładać rany. Halki przybiegły z płaczem do ojcowskiego łoża. Uczuł je przychodzące, bo oczy otworzył, nie rzekł nic, pierś tylko żywiej mu się poruszać zaczęła. Dał z sobą czynić co chciano.
Kto go ranił, Telesz nie wiedział, znalazł w lesie leżącego na ziemi, krwawego, bez przytomności. Koń powrócił cięty w szyję na grodzisko.
Podżupan pytał go próżno, Waligóra nie chciał albo nie mógł odpowiadać na nic...
Żelazna siła tego człowieka, miała zwalczyć