Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, — dodał — jest to jawne wypowiedzenie posłuszeństwa... Nie pozostaje nam nic, tylko całemi siłami uderzyć na krnąbrnego sługę.
— Głosił to dawno Światopełk — odezwał się biskup — że mu się Naklo[1] do Pomorza jego należało, że zostało oderwane od niego.
— Krzywousty je po trzykroć zdobywał i okupił krwią swoją — odparł Leszek — należało odtąd do nas i stało na straży granicy — a jak Krzywousty ja muszę je raz jeszcze odzyskać.
— Trudno się już mamić tem — jęknął Beno — żeby Światopełk je zdał dobrowolnie, lub żeby on kiedy do podległości się poczuł i daninę dał, dopóki mu się na kark nogą nie stąpi. Śmiały jest, zuchwały i silny...
— Sprostamy mu! — zawołał Leszek — w którym na chwilę krew dawnych Bolesławów się ozwała. Pójdziemy nań z bratem, pomogą mi Ślązcy, obejdziemy się wreszcie i sami.
— Nie łacno — rzekł Beno — na jednego Światopełka stałoby nas, choćby i z Odoniczem razem — lecz kto go zna, wie, że gdy poczuje niebezpieczeństwo, krzyknie na pogan pruskich, na wszelaką dzicz niechrzczoną z którą sąsiaduje i zna się.
— Pogan by na kraj chrześciański śmiał prowadzić — odezwał się biskup — o zgrozo! kościół go wyklnie i potępi!

— Nie wiem czy on za przykładem innych

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Nakło.