Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

O Teleszu wiedzieli że przodem gnał, ale gdzie się podział, nie słyszał nikt, wpadł jak w wodę. — Mógł też istotnie z rozpaczy gdzieś skoczyć do rzeki, nie śmiejąc powracać do pana.
Niewiasty opowiadały że pojąć nie mogły jak dziewczęta porwać się dały, nie krzyknąwszy o pomoc, nie broniąc się — jakby z niemi poszły dobrowolnie. Tajemnicą to było dla wszystkich... — czarem jakimś i zadaniem...
Waligóra został na posłaniu, pojony wodą i polewką jakąś, którą mu gwałtem do ust wlewano.
Trzeciego dnia sam Biskup Iwo był na zamku. Do izby brata wszedł powoli modląc się pół głosem, stanął nad łożem jego i odmawiał długo, aż do końca modlitwę. Oczy jego wlepione we Mszczuja, miały siłę, która go jakby ze snu się budzić zdawała... Poruszył się niespokojnie i jęknął.
— Wstań i chodź! — zawołał Iwo, wyciągając rękę ku niemu. — W imię Boże, nakazuję ci, powstań, idź. Padnij na kolana i ofiaruj Bogu boleść swą, a żyj.
Stał się cud, stary Mszczuj posłuszny dźwignął się z łoża, jęknął znowu, i przypadł do ręki brata.
— Bracie, ojcze! — zawołał ze łkaniem, — na co ty mi żyć każesz? Nie mam ja żyć dla kogo i dla czego... ostatni skarb wydarły mi wrogi moje, tak jak pierwszy...