Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

Księżna niewieściem przeczuciem obawiająca się mężowskiego brata, nie dzieliła jego wesela i okazywała twarz smutną, lecz była Leszkowi powolną i posłuszną.
Zaczęto więc czynić przygotowania na przyjęcie księcia Konrada, a sam pan najczynniejszy był i gdy dzień nadszedł, ze dworem całym wyruszył przeciw niemu za miasto. Waligóra też z urzędu z nim być musiał...
Zdala już na widok świetnego dworu księcia Konrada, który cały niemal z niemiecka był strojny i niemców liczył niemało, Mszczujowi oczy krwią zaszły. Obok Konrada jechał jeszcze na tem większe utrapienie jego, krzyżak Konrad von Landsberg z kilku ludźmi swojego orszaku. Książę chciał się pochwalić przed bratem pomocnikami temi którym oddał ziemię Chełmińską.
W chwili gdy się spotykali, Mszczuj oczy wlepiwszy w jednego za Krzyżakiem młodzieńca, stanął osłupiały — twarz jego oblała się krwią i zbladła trupio... zaczął drżeć jak w zimnicy i zapomniał się tak, iż go przestrzedz musiano aby na bok ustąpił.
Bracia powitali się uprzejmie bardzo, była jednak wielka różnica w obejściu się obu.
Leszek rzucił się po młodzieńczemu bratu na szyję, objął go, był wzruszony, Konrad uśmiechał się i okazując przyjaźń, pozostał chłodnym. Błysk zazdrości i wprędce uśmierzonego poru-