Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bylebyście jej wedle prawa Chrystusowego zażywali — odezwał się Iwo spokojnie.
Leszek zdania swojego nie wypowiadał, patrzał na Biskupa, Konrad na niego — milczeli nieco. Z twarzy księcia Mazowieckiego widać było lekceważenie pewne i ufność w swą siłę.
— Na kiedyż zjazd i dokąd go naznaczycie? — spytał rzucając już przedmiot drażliwy Konrad.
Leszek popatrzył na Iwona, a stojący z boku Wojewoda podniósł głos.
— Zdałoby się ażeby go nie tak daleko od pomorskiej naznaczyć granicy; i powodu nie dawać Światopełkowi do odmowy... Lękać się będzie może, znając pana swego zagniewanym, głębiej w kraj zapuszczać...
Konrad głową dał znak przyzwolenia...
— Gdzieś około Nakła należałoby się ściągać — rzekł powoli Leszek.
— Tak — zawołał Konrad, — ażeby jeśli go Światopełk nie zda dobrowolnie, odebrać je od niego.
— Co sprawiedliwa — rzekł Biskup.
— Nie powinniście stać o Nakło które pomorskie było — odezwał się Konrad, byle Światopełk daninę płacić przyrzekł...
Nikt nie rzekł nic.
— Mnie też wiedzieć potrzeba — dodał Ma-