Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

rozbity czekał pod lasem, wysiadł arcybiskup Wincenty, którego wiedli dwaj młodsi biskupi, Iwo, potem książęta. Ponieważ pora była chłodna, w namiocie ułożone było ognisko pod dymnikiem, ziemia usłana futrami i stoły zastawione znaleźli. Dano miejsca pierwsze duchownym, przy nich zasiedli książęta, dalej urzędnicy ich, a czeladź posługiwała. W innych szałasach żywiło się rycerstwo swobodnie, a gmin przy prostych ogniskach. Podróżny ten obóz wyglądał okazale i malowniczo, ocieniony staremi sosnami, których zielone gałęzie wysoki nad nim dach sklepiły.
Obecność starego metropolity, nie dozwalała zbyt swobodnej i wesołej rozmowy, wszyscy też mieli na myśli sprawy ważne.
Arcybiskup pierwszy spytał Leszka, czy Władysław młodszy, Odonicz, przybędzie do Gąsawy i co słychać o Światopełku.
— Mówią — rzekł krakowski książę — iż Odonicz razem z nami stawić się ma, ten zaś zapewne da sprawę o szwagrze swym, o którym nic pewnego nie wiemy.
— Myślę — przerwał ks. Konrad — że i Światopełk rozważywszy lepiej swą korzyść własną, na zjazd się stawi.
Marek wojewoda który też się tu znajdował, ozwał się.
— Niewątpliwie przybędzie, choć mówią, że się sierdzi, w obawie będąc aby mu siłą Nakła