Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

godnie pół siedzieć, pół leżeć było, i podszedł do ojca, który go na stronę odprowadził.
— Dałbyś ty temu ucztowaniu pokój — odezwał się stary marszcząc — nie pora na to. W Gąsawie już Odoniczowi ludzie są, jak słyszę, potrzeba by ci tam pospieszyć, a ostrzedz Władysława, żeby z butą nie występywał.
Pokornym niech będzie na czas, aby nie wywołał gniewu i nie obudził za rychło...
Na Światopełka wszyscy i duchowni zażaleni. Mało trzeba by nie wskazali na Nakło i nie popsuli wszystkiego...
Odoniczowi trzeba powiedzieć, aby się kłaniał, a Światopełka obiecywał. Na spóźnienie łatwa wymówka, córka lub syn chory.
Skinął na słuchającego Jaszka, któremu z twarzy widać było, że nie bardzo od swej gromadki chciał odjechać.
Nim miał czas się wymawiać, wojewoda postrzegłszy starego ochmistrza nadchodzącego — dodał żywo.
— Jedź ty mi zaraz z ludźmi przodem, abyś dla mnie schronienie opatrzył i zapewnił. Stare kości go potrzebują. Jedź! jedź!
Przy obcym się już syn wymawiać nie mógł, zmarszczył się tylko, za ucho poskrobał i na pachołka zawołał.
— Konia mi siodłać!