Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

czeniu więc, tak smutny jak przybył, wyszedł z powrotem.
Następnego dnia we dworze od rana ruch był wielki. Leszek chciał koniecznie sprowadzić u siebie Laskonogiego z Odoniczem. Od czasu jak ten przybył nie widzieli się tylko zdala, unikali od siebie. Gdy jeden u Leszka był, drugi u siebie siedział, słali się dowiadywać i Odonicz nie poszedł gdy o stryju zasłyszał, Laskonogi gdy o bratanku mu doniesiono, iż był u Leszka.
Stronili tak od siebie przez dni kilka, aż z porady Arcybiskupa postanowiono ich sprowadzić koniecznie razem i pierwsze lody przełamać do pojednania.
Gdy o tem oznajmiono Odoniczowi rzucił się jak oparzony, wykrzykując a plwając i wołając, że się to na nic nie zdało, że już raz Henryk zgodę między niemi robił, a przecie krucha była i niedługo strzymała, że i teraźniejszej wróżba nielepsza.
Ledwie go uchodzono...
— Po toście przecie tu przybyli! — rzekł książe Henryk, który posłem był. — Ma się co robić, począć trzeba.
Pluł Odonicz i nic nie odpowiadał.
Laskonogi w inny sposób się wzbraniał, warując to sobie naprzód aby bratanek jako młodszy, jako winniejszy i napastnik, pierwszy prosił o prze-