Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

— A wy co myślicie czynić? z nim iść czy ze mną? — zapytał Leszek.
Plwacz cicho, sucho zaśmiał się.
— Co? na szwagra, który mnie z poniewierki dźwignął, gdym z wygnania bosy się wyrwał? Ja? przeciw niemu?
— Na szwagra łacniej niż na stryja — rzekł Leszek — boć zawsze dalszy niż on.
— On mi nie szwagier, on mi więcej niż brat, on mi ojcem! on dobroczyńcą! — gwałtownie począł Odonicz. — Ja na niego nie pójdę!
— A na mnie? — odwracając się zapytał Leszek.
Milczenie nastąpiło. Odonicz pluł i patrzał zezem po bokach.
— Na was nie pójdę — chyba mnie zmusicie — odparł.
Poruszyło się w nim coś i górę wzięło, prawie mimowoli zbliżył się do Leszka.
— Nie idź ty na niego — czekaj! — rzekł z pewnem politowaniem.
— Nie mogę! — rzekł Leszek łagodnie, ale stanowczo. — Nie mogę, bobym się ludziom dał na pośmiewisko... Lecz, nie lękaj się o niego, dodał ciszej — nie żądam zguby niczyjej, tak niech mi Bóg dopomoże.
Przyłożył do piersi rękę...
Plwacz z politowaniem zmierzył go wzrokiem i zamilkł.