Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/007

Ta strona została uwierzytelniona.



I.


Około połowy XVIII wieku Niemcy były krainą marzeń dla Włochów i Szwajcarów, którym się w domu siedzieć nie chciało, a woleli wzorem wielu szczęśliwych po dworach książęcych i królewskich szukać tego, co u nas zwano „krescytywą“. W istocie przykładów było dosyć takich uzdolnionych, do wszelkich posług gotowych, ciało i duszę zaprzedających chętnie dorobkiewiczów, którzy z małym tłómoczkiem napchanym nadziejami wyszedłszy z domu, wracali w splendorach gwiazd i tytułów, albo raczej nie powracali już nigdy, tylko ściągali ku sobie ubogich krewniaków, aby i oni też przy ich ogniu pieczeń swoją upiekli.
Na dworach berlińskim i saskim pełno było cudzoziemców i ze względów polityki wewnętrznej panujący daleko woleli otaczać się nimi, niż butną szlachtą domorosłą, która pewne sobie rościła prawa. Właśnie chcąc jej przytrzeć rogów, król August Mocny otoczył się Włochami i przybyszami z różnych krajów, a na dworze berlińskim metoda ta znalazła uznanie i naśladownictwo.
Z cudzoziemcami nie robiono sobie ceremonji w kraju nie mieli się na kim opierać; przychodzili, zdając się odrazu na łaskę i niełaskę; słudzy z nich byli wygodni. W najgorszym razie wysyłano ich, jeżeli się próba nie udała, do Königsteinu lub Spandau i nikt się za nich nie śmiał ujmować.
Rzadciej się to jednak im trafiało, niż domorosłym sługom pańskim; większa część szła szybko do góry i całe kolonje tych emigrantów dobrowolnych zapełniały rezydencje niemieckie.
Tak też w roku 1755 przywędrował do Berlina powabny młodzieniec, który już od roku prawie kręcił się po stolicy nadsprejskiej, dotąd sobie nic jakoś wyszukać nie mogąc. Ani miła bardzo i zalecająca się powierzchowność, ani dworskie i piękne maniery, ani do wysokiego stopnia podniesiony kunszt