mimo jego talentów, nic znaleźć nie może, odezwał się cicho i łagodnie:
— Jego królewska mość niechętnie nowych bierze ludzi; miejsca na dworze są zajęte! a w wojsku wątpię, by kawaler de Simonis talenta swe chciał zagrzebać. Wojsko więcej potrzebuje rąk niż nóg dobrych, a ja sądzę, że pan de Simonis głowę ma silniejszą, niż dłonie.
Rozśmiano się, nie przecząc; podskarbi rzucił jeszcze pytań kilka, zdawał się badać różnie Maksa; a po godzinnem prawie egzaminie, cicho rzekł do niego:
— Życzę panu szczerze jak najświetniejszej przyszłości..: i sądzę, wróżę, możesz ją pan mieć przed sobą... ale, jako od starszego, chciej ode mnie przyjąć jedną radę.
Tu się zawahał podskarbi i dalej ciągnął powoli, głos jeszcze zniżając:
— Ktokolwiek ma to szczęście, że się do dworów i wysoko stojących osób zbliża, powinien mieć za prawidło, że milczenie i dyskrecja więcej mogą, niż dowcip i rozumy... Wielu rzeczy ani się trzeba nawet domyślać dla siebie, a żadnej obcym mówić nie godzi.
To powiedziawszy, wstał szybko z krzesełka, spojrzał na zegarek i, choć w tej chwili lokaj wnosił światło i przekąskę wieczorną, owoce wino i ciasta, wymówił się od podwieczorku i wyszedł z salonu. Ochmistrzyni, szepcąc coś z nim po cichu, odprowadziła go aż do przedpokoju, gdzie z półkwadransa zostali jeszcze.
Kawaler de Simonis sam na sam przez ten czas mógł się gryźć tą myślą, że i tym razem mu się nie udało. Rozmyślał tak nad swem położeniem, patrząc na butelkę z winem, gdy hrabina powróciła dosyć żywym krokiem, spojrzała nań, nalała mu kieliszek, kazała się przysunąć do stolika i westchnąwszy, poczęła rozmowę.
Z początku wyrazy jej nie bardzo nawet zwracały uwagę zmieszanego młodzieńca, ale wprędce zaczął się im przysłuchiwać z coraz większą bacznością.
— Poznałeś już pan dosyć dwór nasz — mówiła z cicha mierząc go oczyma, byś wiedział, że do niego przystęp nie łatwy Ale dlaczegożby nie spróbować szczęścia gdzieindziej?
Tu się zawahała; kawaler de Simonis uczuł się jakby mieczem przeszyty. Radzono mu więc iść precz! Takie consilium abeundi zyskać zamiast tego, czego się spodziewał! I być wezwanym umyślnie na to tylko, aby tę przyjacielską radę słyszeć!
Ochmistrzyni postrzegła snadź wrażenie i prędko usiłowała je zatrzeć...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.