Król kazał nazajutrz kupić jak najchudszego wołu, pozłocić mu rogi, zaprowadzić przed dom Pöllnitza, gdzie go do płotu uwiązano. Bilet przytem zawierał tylko: „Oto wół Pöllnitz“.
Przed laty kilku, baron, który wiecznie był w długach i wzdychał do łatwego zbogacenia się, napatrzył jakąś wdowę katoliczkę w Norymberdze, z którą zapragnął się ożenić. Poszedł więc do króla, prosząc go o odprawę i świadectwo. Fryderyk kazał mu usiąść i następujące słowa podyktował. Maluje ono doskonale króla i szambelana i godne jest pamięci:
„My Fryderyk itd. czynimy wiadomo wszystkim, komu o tem wiedzieć należy, iż baron von Pöllnitz, rodem z Berlina i o ile my wiedzieć możemy, z uczciwych rodziców zrodzony, u nieboszczyka dziada naszego, świętej pamięci, kamerjunkier, u księżnej d’Orlêans w tym samym charakterze, u króla hiszpańskiego, jako pułkownik, u niedawno zmarłego cesarza, jako rotmistrz, u papieża, jako szambelan, u księcia brunświckiego, jako szambelan, u księcia wejmarskiego, jako chorąży, u spoczywającego w Bogu ojca naszego, jako szambelan, a naostatek u nas jako mistrz ceremonji służący; gdy potokiem tych honorów wojskowych i wysokich dostojeństw dworskich z kolei na osobę jego spływających, czuł się zupełnie zalanym, a w ostatku znużonym światem i złym przykładem szambelana Montaulieu uwiedziony, który na mało przed nim ze dworu zemknął, u nas wymieniony baron Pöllnitz prosił i najuniżeniej suplikował, abyśmy mu dla utrzymania jego dobrej sławy i mienia uczciwą i łaskawą dali odprawę.
„My więc, uwzględniając prośbę jego, gdyśmy za dobre uznali świadectwa mu tego nie odmówić, o które nas upraszał; zważywszy bardzo ważne usługi, jakie na dworze naszym spełniał przez swe błazeństwa i rozrywkę jaką nieboszczykowi ojcu naszemu na Nowy Rok przynosił; nie wahamy się oświadczyć: że w ciągu całego tego czasu, gdy baron sławnie usługi przy nas pełnił, nie zdarzyło się ani razu, aby po gościńcach rozbijał, mieszki obrzynał, albo truciznę przyprawiał; nie porwał żadnej panny, ani żadnej gwałtu nie zadał; niczyjego honoru na dworze naszym nie naruszył grubiańsko, ale się sprawiał zawsze, jak na szlachcica przystało i na urodzenie jego a dary, jakimi wielu się podobało go wyposażyć, na uczciwy obracał pożytek, to jest do jednego zawsze zmierzając celu, który za zasadę mają komedjanci, którym zależy na tem, żeby śmieszności ludzkie w sposób wesoły i przyjemny wystawiać i tym sposobem je poprawiać.
„Również za radą Bachusową w punkcie umiarkowania i wstrzemięźliwości zawsze szedł wiernie, a miłość chrześcijańską posuwał tak daleko, iż chłopów nawet potrafił przekonać o prawie ewangelicznem, że dawać błogosławionym jest lepszem,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.