Lat temu sześć, Seyfert miał apartament daleko piękniejszy od mojego, był sekretarzem do spraw wojskowych przy ministrze i hrabina go bardzo lubiła, bo był tak ładnym, jak ty, chłopcem... Dziś, gdybyś go zobaczył, skóra i kości, żółty, przygarbiony, kaszlący, ma lichy domek na przedmieściu i biedę klepie.
— Cóż zawinił? — zapytał Simonis zdumiony.
— Jak by ci to wytłómaczyć! — odparł Blumli. — Zakochał się w garderobianej hrabiny Brühl, bardzo ładnem dziewczęciu. Doniósł o tem zazdrosny współzawodnik... spotkała go niełaska, poszedł precz z sekretarstwa. Prawda. że nieostrożny: chcąc się mścić na Brühlu, pisał listy do Holandji, aby mu psuć kredyt... listy połapano i Seyfert skazany został na śmierć. Hrabina wstawiła się za nim przez pamięć dawnych stosunków i stawiono go tylko pod pręgierzem na Nowym Rynku, a kat go wypoliczkował...
Blumli zbladł, słów mu zabrakło, popił winem szybko i dokończył:
— Tylko sześć lat wysiedział na Koenigsteinie, ale sześć lat w wilgotnej izbie, bez słońca, bez powietrza, bez nadzieji, bez słowa pociechy; sześć lat takich, mój Maksie, nie jest-że to sześć wieków konania? Rozumiesz ty, co to jest z młodością w głowie, z sercem bijącem, z duszą głodną świata, sześć lat pazurami drzeć kamień zimnych ścian więzienia?
Simonis wzdrygnął się cały.
— Daj mi pokój z takiemi łaskami i z taką do fortuny drogą — rzekł głosem złamanym. — To nie dla mnie. Mówmy o czem innem.
Blumli przerwał rozmowę i począł mówić o piękności okolic, o przyjemnościach życia, jakby i on sam też potrzebował zatrzeć wrażenie własnego opowiadania.
— Jakkolwiek — dodał jeżeli tu posiedzisz, prezentować się trzeba Brühlowi i poznać jego i to, co go otacza. Człek i rzeczy ciekawe... Jako kawaler Maks de Simonis, podróżujący dla nauki i rozrywki, będziesz zawsze dobrze przyjętym. Wprawdzie moja pretekcja ci nic nie pomoże, ale nie zaszkodzi przynajmniej.
Po chwili jeszcze rozmowy przerywanej, która wiele dała do myślenia naszemu awanturnikowi, ponieważ godzina nadchodziła o której Blumli powinien się był znajdować na pokojach ministra, wyszli razem, a Simonis, podług drogi wskazanej, pieszo pociągnął do swojej gospody.
Nazajutrz z rana chciał oddać swe listy polecające, wyszukać Beguelina i baronową Nostitz. Zręcznie bardzo, nie obudzając niczyjej uwagi, oba adresy dostał w aptece na Starym Rynku. Beguelin stał niedaleko na Przedmieściu Wilsdrufskiem
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.