Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

chali się w niej na zabój wszyscy, miała w kim wybierać, Rottenburg, hr. Algarotii, cavaliere Chazot, bez miary Włochów, Francuzów, Rosjan, Anglików padało przed nią. Prawda, że była uroczą. A co Coccei dla niej wyrabiał! Na jednej reprezentacji w teatrze dworskim signora tańcowała... Coccei zawsze stawał w pierwszym rzędzie, żeby żadnego ruchu jej pięknych nóżek nie stracić. Pewnego razu obok siebie spostrzega drugiego takiego zapaleńca, który oczy wywraca i od przytomności odchodzi... Barberini kilka razy spojrzała na niego. Tego już Coccejemu było zanadto. Pochwycił go w olbrzymie ręce i cisnął, jak piłkę, na scenę pod nogi Barberinie. Fryderyk patrzał z loży, wszyscy struchleli; sądzono, że Coccei zginął! Ojciec poleciał na klęczkach błagać o przebaczenie... posłano go tylko do Głogowa do twierdzy, aby ostygł nieco... Coccei jest dziś jej mężem, ale czy on szczęśliwy, i czy ona nie wzdycha, nie wiem.
Staruszka zmordowana zamilkła wreszcie. W czasie tego opowiadania, którego nie wiem czy Simonis słuchał z uwagą, oczy jego ciągle były zwrócone na piękną Pepitę, tak, że choć mało mówili z sobą, zrobili wszakże, jeśli nie blizką znajomość to przygotowanie do niej, wiele obiecujące...
Staruszka, która lubiła mówić o przeszłości, już miała począć drugą historyjkę podobną, gdy kapitan Feulner sprowadził rozmowę na domowe sprawy.
— Panna baronówna — rzekł — musisz to wiedzieć najlepiej; wszak się nie mylę, ktoś z Wiednia w tych dniach musiał być u królowej?
— Nie wiem dobrze o tem — odpowiedziała baronówna. — Zresztą nie byłoby nic dziwnego, bo między królową, a jej rodziną muszą istnieć stosunki.
— Słyszałem — dodał Feulner — że nigdy one częstsze i gorętsze, niż w tej chwili, nie były.
Popatrzał na baronową znacząco.
Ja o tem sądzić nie umiem — szepnęła Pepita.
Tymczasem obiad skromny zbliżał się do końca, baron zdrowie gospodyni wypił z Simonisem... przyniesiono owoce.
— Król Fryderyk ma najpiękniejsze w Niemczech gruszki, brzoskwinie i winogrona — odezwała się baronowa — i pewnie ich więcej spożywa, niż którykolwiek z jego poddanych.
Na tem się skończyła pogadanka u stołu, gdyż wstawać trzeba było, a Gertruda dawała do zrozumienia, iż dłużej czekać nie może. Podnieśli się więc wszyscy.
Kapitan zbliżył się do gospodyni, którą na chwilową, cichą rozmowę odciągnął ku oknu, a Simonis korzystał z tej sposobności, aby się zbliżyć do baronówny i słów kilka z nią zamienić.