— Jestem wojskowym — dodał — wojsko bezpłatne, umiera z głodu... z głodu nęka włościanina i miasta... Wolno mu wszystko, byle się o żołd nie upomniało. Wojsko to nic nie jest warte... Ubrane w paradne mundury, może zdaleka błyszczeć, ale dwóch tygodni kampanji nie wytrzyma...
Simonis słuchał, nie śmiejąc się odezwać.
— Możesz mi wierzyć, że mówię prawdę, i na wiarę słów moich pisać.
Tym wyrazem dał uczuć Simonisowi, iż jest wtajemniczony. Kawaler chciał zaprzeczać, Feulner się rozśmiał.
— Pochwalam waszą ostrożność, ale ona ze mną nie jest potrzebną — dodał. — Skądżebym wiedział o was, gdyby mi znać nie dano, że otwarcie mówić mogę. Na mnie, na wielu innych, rachujcie — dodał kapitan. — W Berlinie wiedzieć powinni wszystko. Na nas tu są oczy zwrócone, wy jesteście tu obcy, przez was płynąć tam powinny informacje... Ostrożność jednak nie zawadzi. Słodki Brühl nie waha się sprzątnąć człowieka, gdy mu zawadza, a potem w katolickim kościele i w ewangelickim odprawi zań nabożeństwo. W przyszłym liście piszcie co słyszycie i widzicie. Zapewnijcie, że traktat w imieniu Saksonji nie lest podpisany, ale ta formalność nic nie znaczy... Brühl związany jest z Austrją i Francją, to nie ulega wątpliwości. Jeśli Fryderyk da im czas wojsko zgromadzić i obsaczyć siebie, zginął, a z nim i monarchja pruska.
W ten sposób wchodząc w najdrobniejsze szczegóły, kapitan Feulner mówił długo jeszcze, wreszcie wziął za kapelusz i pożegnawszy Simonisa, wysunął się od niego.
Rozmowa ich z sobą trwała z godzinę; dzień był jeszcze jasny, piękny i kawalerowi nie chciało się wziąć do pisania, które rad był odłożyć do nocy. Po krótkiem więc wahaniu, wyjrzawszy oknem i widząc, że kapitan był już daleko, Simonis wziął za kapelusz, myśląc pójść obejrzeć okolice. Mówiono mu wiele o bażantarni... Było to wspaniałe dzieło Augusta Mocnego jego Parc aux cerfs, w którego pustych teraz domkach dwóch jezuitów i kilku Włochów zamieszkiwało.
Już się spuszczał zwolna ze schodów i minął drugie piętro, gdy za nim drzwi się otworzyły, zaszeleściała suknia jedwabna i serce mu powiedziało, wprzód nim się obejrzał jeszcze, że piękna Pepita wychodziła.
W istocie ona to była... Stara, głucha Gertruda, otulona chustką. służyła jej za towarzyszkę. Simonis się zatrzymał, podnosząc kapelusik i chciał ją puścić przodem, aby mieć przyjemność jeszcze raz spojrzeć w te prześliczne oczy... Panna baro-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.