— Krótko mówiąc — podchwycił Brühl — rzecz jest następująca: Fleming donosi nam z Wiednia, jako rzecz pewną, niezawodną dowiedzioną, że wszystkie nasze depesze tajemne, jakie odbieramy od posłów z Wiednia, z Petersburga, Paryża, Londynu, słowem zewsząd... w kopiach są z naszej kancelarji udzielane sekretnie do Berlina.
Globik wykrzyknął:
— Kłamstwo, to nie może być!
— Nie może być! — ponuro powtórzył Hennicke — a naprzód. jakżeby o tem wiedziano w Wiedniu?
Brühl mówił dalej namarszczony:
— Kancelarja cesarzowej jejmości ma, albo przynajmniej chwali się takimi stosunkami, iż wie, jak trawa rośnie w Berlinie i co jego królewska mość Fryderyk II wieczorem w Sans-Souci mówi generałowi Lentulusowi na ucho!
Ruszył ramionami.
— Cesarzowa, jak mi pisze Fleming, obawiając się, czy wiedeńskie depesze po drodze gdzie nie są przejmowane, nakazała najsurowsze śledztwo; czyniono je w Wiedniu i w Pradze: najmniejszego nie znaleziono śladu.
— Ale i u nas się nie znajdzie śladu — zawołał Globig gorąco — mnie idzie o mój i o honor moich urzędników. To wprost być nie może. Szafa, w której się mieszczą depesze sekretne dyplomatyczne, jest pod moim kluczem, klucz ten na chwilę mnie nie opuszcza.
To mówiąc, Globig dobył z kieszeni pęk i wskazał misterny spory klucz, który natychmiast schował.
— Depesze — dodał żywo — mogą być gdzieindziej łapane; nie wiem... ale nie z pod tego klucza. Co więcej, szafa stoi w sali, w której kilku kancelistów pracuje. Tajny kancelista Mentzel prawie jej nigdy nie opuszcza.
— A jednak... — rzekł Brühl.
— A jednak — powtórzył Guarini — si muove qualche cosa.
Hennicke rękoma strzepnął jakby z rozpaczy.
— Rzecz dla nas najwyższej wagi — mówił Brühl — nieskończonej doniosłości... Jeżeli w Berlinie wiedzą o układach, traktatach, umowach... cały nasz plan rozbić się może.
— Ba! — przerwał Hennicke — w Berlinie czego nie wiedzą, to odgadną. Szpiegostwo jest tam, jakiem się żadna stara ani młoda monarchja poszczycić nie może.
— Przepraszam cię, panie radco — odezwał się Brühl. — Cesarzowa jest jeszcze zręczniejszą od Fryca, bo Fritz u nas kradnie depesze, a ona odkradzione otrzymuje od złodzieji. Toć przecie jeszcze większa sztuka. U nas, przypuściwszy, że się
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/080
Ta strona została uwierzytelniona.