jego królewskiej mości widać było, iż czuł, jak ogromnie pracował. Czasem za dwudziestym „Augustem“ wzdychał i spoglądał na Brühla. Brühl się uśmiechał z kondulencją.
— Trudy panowania, Najjaśniejszy Panie — szeptał.
I król, westchnąwszy raz jeszcze, pisał dalej z wielkiem poczuciem świętego obowiązku, jaki spełniał.
Tego dnia też zupełnie się to prawidłowie odbywało. Ojciec Guarini, przypatrując się manipulacji tej, na stołeczku siedział.
Za piętnastym podpisem jakby go co tknęło, August podniósł dobroduszną twarz i spytał żywo, jak zwykle:
— Brühl, mam ja pieniądze?
— A jakże, Najjaśniejszy Panie!
Szło tedy dalej swym trybem.
O Austrji, o przymierzach, o Fritzu i tym podobnych fraszkach wcale tu mowy nie było.
Gdy ostatni arkusz został podpisany, królewska twarz wyjaśniała się wyraziźcie, oczy zabłysły, rzucił pióro i wstał z pewnym rodzaju tryumfu, po dokonaniu wielkiego dzieła.
— Brühl — rzekł teraz o najważniejszych sprawach... Potrzebuje pieniędzy; Giovanni mi cuda obiecuje z Bolonji. Ten obraz Bagnacavalli znam, trzeba mi go nabyć koniecznie; Algarotti ma też piękne rzeczy.
— Algarotti za wiele żąda za nie — odezwał się minister.
— Za takie cuda i arcydzieła sztuki za wiele żądać nie można! — rzekł August żywo. — Crespi kupił dla mnie Ninusa i Semiramidę Guido Reniego. Trzeba się za to księdzu kanonikowi wywdzięczyć. To arcydzieło!
I mówiąc to, król ręce złożył jak do modlitwy.
— Wszystkie rozkazy Waszej Królewskiej Mości będą spełnione — rzekł z niskiem ukłonem minister.
— Inne wydatki... fraszka, mój Brühl; ale ty to pojmujesz! to sposobności jedyne: drugi raz się nabycie takie nie trafi... Ja to muszę mieć...
— Wasza Królewska Mość będziesz to miał...
— Dziesięć tysięcy skudów to nic! to bagatela za takie arcydzieło.
Brühl potakująco głowę schylił.
Najjaśniejszy Panie — przerwał, zbliżając się Guarini — dziś mamy Cleofidę.
— A! a! — zawołał August — bardzo lubię tę operę, ale Solimana więcej jeszcze. Hasse w nim sam siebie przewyższył, Amorevoli, Monticelli, Puttini i „la diva“ jak w nim śpiewają!
Twarz królewska przybrała taki wyraz błogości, ekstazy, zachwytu, iż tylko Guarini i Brühl mogli na to pełne, okrągłe
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/084
Ta strona została uwierzytelniona.